|
przelotny czytelnik
- To... dobrze, bo jestem człowiekiem tylko w jednej trzeciej - powiedziałem, lekko zaciskając palce na jego ramionkach. - A drugie pytanie... Gdybym ci powiedział, że jestem w stanie cię stąd zabrać bez żadnych konsekwencji, to czy zaufałbyś mi i poszedł ze mną? - zacisnąłem usta, kończąc to pytanie. Czułem od samego początku, że Aiden nienawidzi tego miejsca, ale czy potrafiłby je opuścić? W końcu dotychczas zdawało się, że jego życiem rządził strach...
Zadrzal lekko, czujac jak na jego ramionach mocniej zaciskaja sie palce Takeshiego. Jak to... Tylko w jednej trzeciej? To czym, a raczej kim on jest...? Chociaz... Moze nie chce tego wiedziec...
Popatrzyl na niego, rozszerzajac lekko oczy ze zdziwienia. Jak to... Zabrac go stad? To niemozliwe! Pod zadnym wzgledem! Jeszcze nie slyszal o chlopcu, ktoremu udaloby sie uciec i nie zostac zlapanym. A tych, ktorych zlapali... Na sama mysl o tym, jego drobne cialko przeszylo zimno, wprawiajace je w drobne drgania.
-Ja... Ja przepraszam, nie wolno mi rozmawiac na takie tematy...- Odpowiedzial, spuszczajac wzrok.
To okrutne... Tak po prostu pytac go o cos, co byc moze jest na wyciagniecie reki, a co musi z wlasnej woli odrzucic.
Offline
przelotny czytelnik
- Aiden. Proszę cię. Odpowiedz na to, szczerze - poprosiłem. Wiedziałem, że nie zgodzi się ot tak, byłem przygotowany na to, że nie uwierzy. - Pytam naprawdę poważnie... Jeśli teraz ze mną wyjdziesz, nigdy więcej tu nie wrócisz. Nigdy więcej nie zobaczysz pani grace - obiecałem, mając nadzieję, że to coś pomoże.
Wiedzial, ze to nie moze byc prawda. Po prostu nie moze. Pani Grace z pewnoscia by go znalazla. Znalazla, a nastepnie ukarala.
A moze.. Moze ona chce go sprawdzic...? Moze specjalnie naslala tutaj Takeshiego, karzac mu najpierw to wszystko robic, a potem...
-K-klamiesz...- Powiedzial cichutko, krecac glowa i zaslaniajac dlonmi uszy- Klamiesz, klamiesz! To niemozliwe! Nie chce by mnie karali, musisz klamac!
Zaszlochal cicho, zaciskajac mocno oczy, by nie dac lzom splynac po jego buzi.
Ostatnio edytowany przez Aiden (2013-08-16 14:06:47)
Offline
przelotny czytelnik
- Aiden, Aiden, nie! - zawołałem, żeby się uspokoił. Spanikowałem trochę, gdy zaszlochał. - Nie kłamię! ... - urwałem. Nie miałem pojęcia, jak mogę mu udowodnić moją wiarygodność. Przyciągnąłem go do siebie i objąłem, przytulając delikatnie. - Nie wiem, jak mogę ci to udowodnić, ale nie kłamię... Nie miałbym w tym żadnego celu - szepnąłem, przesuwając ręką po plecach niebieskowłosego. - Proszę... Uwierz mi... - powiedziałem cicho, odsuwając go na odległość moich wyciągniętych rąk i patrząc mu prosto w oczy. Miałem nadzieję, że chociaż z mojego spojrzenia odczyta fakt, że go nie okłamuję.
Skulil sie lekko, slyszac nagly krzyk z ust chlopaka. Jego dlonie scislej objely glowke, a ramiona wysunely do gory, by jak najbardziej go ukryc.
Lzy teraz swobodnie splywaly po jego bladych, drobych policzkach, a chlopiec szlochal cichutko, drzac caly.
Zadrzal lekko ze strachu, gdy Takeshi przycisnal go bez ostrzezenia do siebie, przez co byl zmuszony zabrac rece z glowy i sluchac tego, co ma do powiedzenia.
-A-a-ale... Ty na pewno... Na pewno jestes od Pani Grace... Dostane kare, jesli uciekne...- Zaszlochal, pociagajac smetnie noskiem.
Spojrzal zalzawionymi oczkami na chlopaka naprzeciwko, nadal drzac lekko w placzliwych spazmach.
A moze...
Offline
przelotny czytelnik
- Nie jestem - powiedziałem twardo, zdumiony w ogóle, skąd taki pomysł wpadł do głowy chłopaka. - Obiecuję, że nic ci się nie stanie, jeśli ze mną pójdziesz - powtórzyłem obietnicę. - Nigdy więcej tu nie wrócisz. Mogę nawet zadbać o to, żeby wszyscy z tego miejsca o tobie zapomnieli - dodałem po chwili. Do czegoś takiego potrzebowałbym prawdopodobnie kogoś silniejszego, niż Dymitr - może jakiegoś elfa, czy silniejszego wampira. Jednak wciąż to było w moim zasięgu, wystarczyło poruszyć parę kontaktów, i mogłem spełnić taką obietnicę. Zależało mi bardzo, by uwolnić z tego miejsca Aidena - sam tego do końca nie rozumiałem, ale postawiłem sobie cel, że nie wyjdę stąd sam. I tego się będę trzymał.
-N-no... Ale dlaczego az tak Ci zalezy, bym z toba poszedl...- Chlipnal, ocierajac zacisnietymi w piastki dlonmi lzy z oczu.
Samo to w sobie jest podejrzane... Aiden chcial wierzyc, ze sa tacy ludzie, jednak wiedzial doskonale, ze nikt bezimteresownie nie pomaga, wyciagajac z takiego miejsca. Jednak...
Take jest mily. I delikatny. Ai byl na 90 procent pewien, ze zycie z nim bedzie stokrotnie lepsze, od zycia w Pandemonium. Tak wiec...
-Z-zgadzam sie...- Powiedzial cichym, schrypnietym od placzu glosem.
Offline
przelotny czytelnik
- Nie pasujesz do tego miejsca, a ja... nie potrafię tego wytłumaczyć - zwiesiłem głowę, zawiedziony własną argumentacją. Nie nadaję się do przekonywania ludzi. A przynajmniej w takich sytuacjach. Uniosłem jednak głowę, gdy usłyszałem zgodę z ust chłopaka. Naprawdę się zgodził? W sumie, nie spodziewałem się, że tak łatwo mi uwierzy, jednak jak mogłem się nie cieszyć? Uśmiechnąłem się mimowolnie i objąłem Aidena ramieniem. - Obiecuję, że nie pożałujesz - powiedziałem, całując go w czoło.
Podszedłem do drzwi i nacisnąłem klamkę, nie otwierając ich jednak. Obejrzałem się na niebieskowłosego i wyciągnąłem do niego rękę, zachęcając go.
Aiden nie uwazal, ze nie pasowal. Idealnie wtapial sie w tlumek chliopcow, a takze wystroj Pandemonium. No i przede wszystkim, juz dawno zapomnial o tym, jak to jest ''normalnie'' zyc. Jedyne co umial to wypelniac rozkazy. Wczesniej Pana, teraz w dzien Pani Grace, a w nocy klienow. Tak, z pewnoscia swietnie pasowal.
Wczepil sie dlonmi w jego ubracie, wtulajac mocno w jego bok. Mial jedynie nadzieje, ze nie okarze sie osoba jak jego stary Pan... On takze chcial go zabrac ze zlego miejsca. Aiden nie lubial swojego domu. Rodzice nigdy nie mieli dla niego czasu. Jednak w porownaniu z domem Pana, byl to istny raj.
Chwycil niepewnie wyciagnieta w swoja strone dlon chlopaka, nadal niepewnu podjetej decyzji. Nie powinien... Co, jesli ich zlapia...?
Offline
przelotny czytelnik
Gdy poczułem w dłoni palce chłopaka, otworzyłem drzwi i wyszedłem z nim na korytarz. Nie było na nim nikogo, na nasze szczęście. Tutaj Dymitr nie mógłby nam pomóc. Stanąłem przy drzwiach, zamykając je, i uniosłem wzrok na Aidena.
- Czy masz jakieś rzeczy, które chcesz zabrać? - zapytałem, rozglądając się. Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie pracownicy Pandemonium nocowali (o ile w ogóle nocowali) i czy zezwalano im na posiadanie jakiś osobistych przedmiotów.
Wyszedl za nim poslusznie, rozgladajac sie ostroznie. On sam nie widzial, by ktorys z chlopcow wychodzil z pokoju razem z klientem... Z pewnoscia, gdyby ktos to zobaczyl, zwrocilby na to uwage. A z ich planami, lepiej bylo jej nie przyciagac.
Pokrecil glowka, z raczej zwyklym, lekko wystraszonym wyrazem twarzy. Wszystko czego cial mial przy sobie. Nie chcial stad nic zabierac. Jedyna rzecza, byl medalik na szyi, ktory mial obecnie zawieszony pod kamizelka. Tak wiec praktycznie rzecz ujmujac, byl gotowy do drogi.
Offline
przelotny czytelnik
- W takim razie chodź - ruszyłem korytarzem, trzymając go za dłoń. Poszliśmy powoli, zbliżając się do głównego pomieszczenia, "recepcji" Pandemonium.
Gdy byliśmy już na ostatnim zakręcie korytarza, kazałem Aidenowi się zatrzymać i wyszedłem pierw sam. Rozejrzałem się dookoła, szukając zamętnienia powietrza i dodatkowego cienia, wskazującego na obecność wampira. Gdy w końcu znalazłem miejsce, w którym stał niewidzialny Dymitr, pomachałem do niego ręką. Krwiopijca po chwili znów był widoczny. Rozejrzał się po innych osobach obecnych w pokoju i po chwili sam ujrzałem skutki działania hipnotyzującego czaru - wszystkim na twarze wpłynęły głupkowate uśmiechy, a ich spojrzenia stały się nieobecne. Obróciłem się do korytarza i wróciłem po niebieskowłosego.
- Chodź, spokojnie - powiedziałem, łapiąc go z powrotem za rękę.
Podazal za nim, rozgladajac sie nerwowo na boki. Jego mala glowka wlasnie produkowala najrozmaitrze scenariusze, dotyczace niepowodzenia planu. W swoim umysle widzial sceny, wyjete jak z najprawdziwszego horroru, zaadresowane do .chlopcow z ''Pandemonium''. Nagle, zza korytarza wychodzi Pani Grace. Nagle, wlacza sie alarm. Nagle, Takeshi znika. Okazuje sie, ze tak naprawde ciemnowlosy byl szpiegiem Pani Grace. Kazda z tych rzeczy konczyla sie kara.
Patrzyl z trwoga w oczach, jak nie-czlowiek wyprzedza go i idzie do salonu. Moze poszedl powiedziec Pani Grace ze mu sie udalo...? Zapewne gdyby nie jasny rozkaz by stac w miejscu, w tym momencie by sie wycofal i uciekl do swojego pokoju.
A swoja droga... Czy Takeshi bedzie teraz jego nowym Panem? Bedzie robil mu te same rzeczy? Moze nadal bedzie taki delikatny? Mial nadzieje ze tak...
Odetchnal z ulga, gdy chlopak wrocil. Zacisnal paluszki na jego dloni, podazajac za nim.
Offline
przelotny czytelnik
Wyprowadziłem Aidena do salonu i jak gdyby nigdy nic przyprowadziłem go do Dymitra. Obecne w pomieszczeniu osoby wciąż miały na swoich twarzach te idiotyczne uśmiechy - gdyby nie moje dobre wychowanie, sam wybuchłbym śmiechem. Ta cała pani grace, paru klientów, a nawet kilkoro siedzących po kątach chłopców - wszyscy wyglądali, jakby ktoś im dosypał nieznanego pochodzenia proszków do jedzenia. Nie raz widziałem zahipnotyzowanych ludzi, jednakże w obecnej sytuacji wydało mi się to niesamowicie zabawne.
Objąłem Aidena ramieniem, chcąc mu dodać otuchy. W końcu nie każdy reagował pozytywnie na Dymitra - takie dwa metry rosyjskiego wampira z przylizanymi do tyłu czarnymi włosami i widocznymi nawet z zamkniętymi ustami kłami nie są zbyt przyjazne.
- Aiden, to jest Dymitr. Hm, w pewien sposób... mi pomaga - uśmiechnąłem się do Rosjanina, który zaśmiał się niskim głosem i przyjrzał się uważnie niebieskowłosemu.
- Masz niezłego farta, młody - powiedział z uznaniem i rozejrzał się po Pandemonium. - To jak, zwijamy kram?
- Tak, będziemy już wychodzić - pokiwałem głową.